Moja dobra przyjaciółka mieszkająca w Bielsku Białej postanowiła pewnego razu zrobić porządki na strychu w domu swojej świętej pamięci babci. Babcia umarła dwa lata temu, ale pamiętała czasy kiedy nie było jeszcze Bielska Białej, a dwa oddzielne miasteczka Bielsko i Biała… hmm… Można się cofnąć jeszcze wcześniej bo pamiętała nawet te czasy kiedy nie było Bielska, a było niemieckie miasteczko Bielitz… Tak, tak… kobiecina żyła w tym domu już w czasie wojny, tzn jej końcówki bo jak podają księgi od 1944 roku.
Przyjaciółka ma posiada pewną wadę, ale tutaj jednak można to uznać za zaletę. Jako że jest po studiach historycznych każdy ciekawszy przedmiot pachnący choć odrobinę historią zanim się go pozbędzie dokładnie bada i analizuje. Tak też się stało z niby zwykłą puszką po kawie, bo to co znalazła w środku przeszło Jej najśmielsze oczekiwania.
Znaleziona wśród szpargałów niby zwykła puszka po kawie, ukrywała w środku 12 listów pisanych po niemiecku (wszystkie z okresu III-XI.1944. Były tam zarówno listy z frontu pisane na blankietach Feldpost, jak i zwykłe listy pisane na kartkach z zeszytu. Adresowane były na jedno nazwisko – Gritz lub Fritz. Pierwszą literę trudno rozczytać. Z kilku listów udało się siłami kilku osób wyczytać że są korespondencją między trzema osobami: polskim lekarzem, niemieckim sanitariuszem i volksdeutschką Ingą. Listy trudno rozczytać z powodu ciężkiego pisma, ale pracuję nad tym.
Oprócz listów we wspomnianej puszcze było kilkanaście zdjęć z lat 1938-39. Lecz nie to było przynajmniej dla mnie najciekawsze. Największy szok przeżyłem, gdy dowiedziałem się że wśród zawartości puszki była nietknięta i jeszcze zaplombowana paczka papierosów Astra, tak bardzo popularnych w czasie wojny wśród żołnierzy niemieckich. Z czystej ciekawości pozwoliłem sobie na ich otwarcie. Moim oczom ukazało się 10 sztuk, równiutko leżących i czekających na wypalenie papierosów. Powiecie, że w tym momencie popełniłem największy błąd swojego życia, ale ciekawość nie dawała mi spokoju. Wypaliłem jednego z nich. Po tylu latach zachował się zapach i smak tytoniu. Nic nie wywietrzało.
Papierosy nie posiadają filtra jak w dzisiejszych czasach. Są robione na zasadzie skręta, ale z nadrukiem firmowym. Zastanawiam się czy jakby zgłosić się z tym do potomków firmy produkującej, obecnych właścicieli etc. sam nie wiem gdzie, to czy dostałbym za to jakąś niezłą kwotę? A może Wy drodzy Członkowie Klubu coś na ten temat powiecie? Gdzie szukać śladów fabryki, ludzi z nią związanych lub innych śladów?
Tak czy inaczej papieroski te pozostaną cennym eksponatem w mojej kolekcji „gadżetów” historycznych i cała pozostała dziewiątka przetrwa jeszcze następne kilkadziesiąt lat… hmm… Pomyślcie sobie, taka sytuacja… ekspedycja archeologiczna w XXV wieku odnajduje je ponownie… Co myśli? Pewnie nawet nie będzie wiedziała co to jest…